Na co się zdaje babski upór ?

Dziś chciałam o mojej mamie...

A w sumie to zrobiło się też o mnie i o babci...

O mamie: I to wcale nie z powodu Dnia Matki, czy urodzin mojej Mamy, ani z jakiegoś powodu, który często skłania nas do pomyślenia o zaletach bliskiej nam osoby.

Pewnego dnia - dość niedawno - pomyślałam sobie o tym, jaką niezwykłą osobą jest moja mama.

Gdy się urodziła, to była bardzo bardzo słabiutka. Lekarz powiedział, że nie ma sensu zabierać jej do domu, bo i tak nie przeżyje. Przykrył ją, ruszającą się przecież i żyjącą jakby jeszcze, prześcieradłem jak zwłoki.
Babcia się normalnie wściekła i zabrała dziecko do domu. Dziękuję - Babciu.
Okazało się rzeczywiście, że mama dużo chorowała, była szczuplutka, ale jest tak uparta i entuzjastyczna, że mimo swoich lat trzyma się super. Podszczypywana wciąż przez jakieś choroby (chyba ją kurde wciąż sprawdzają) - ale niezmiennie dowcipna i zarażająca entuzjazmem.

A na co jeszcze zdał się maminy upór w jej życiu? Ano po to, żeby powstało moje.
I to jest znów niezwykła historia. Ale zdradzę tylko jej kawałek. Moja mama w pewnym momencie życia stwierdziła, że za dużo cierpień jest w związkach, a zwłaszcza w ich zakończeniach. Postanowiła mieć córkę i sama ją wychowywać (Tak - miała być córka, nie że "jakieś tam dziecko", tylko córka) Mimo groźby odrzucenia przez najbliższą rodzinę, wiecznie krzywych spojrzeń małomiasteczkowych znajomych, urodziła mnie. A były to czasy, gdy usuwanie ciąży było powszechne jak dziś zabieg usuwania kamienia nazębnego. Dziękuję - mamo.

Jak sobie pomyślę, jaki to był upór i determinacja i nie poddanie się presji, to wręcz sobie tego nie wyobrażam. Na długie lata ten upór w mamie osłabł, może się trochę zużył, czy przygasł dla wygody. Może kumulował się w walce z chorobami. Nie wiem. Ale ostatnio powiem Wam, że pewna decyzja życiowa mojej Mamusi tak mnie zaskoczyła, że zobaczyłam w Niej znów tą Bohaterkę, którą kiedyś była. Odpukuję, nie zapeszam, trzymam kciuki.

Myślę, że moje cechy - wyrozumiałość, ciepło, pogoda ducha, entuzjazm, pozytywne myślenie, poczucie humoru, no i upór to już wiem skąd się wykluły. Niedaleko pada jabłko od jabłoni :)

Pamiętam, jak będąc maluchem kilkuletnim płakałam i zaciskałam zęby i tak długo powtarzałam "stół z powyłamywanymi nogami", aż w końcu powiedziałam to dobrze.
To nie tak, że porównuję babcine zabranie dziecka (o którym lekarz - czyli autorytet powiedział, że nie zabierać) do domu, czy mamine urodzenie dziecka, którego wygodnie byłoby nie rodzić - do nauczenia się mówienia trudnego wyrazu. Ale ja przez tyle lat pamiętam tamto uczucie.

 Upór, beczenie z niemocy i dumę z pokonania niemocy.

Fakt - że w swoim życiorysie mogłabym doszukać się jakiegoś przykładu z polotem, ale przecież to ja tu piszę, nie? Czyli nie muszę. 

Nie wolno mi zapomnieć, że to rodowa nasza jakaś ta cecha - upór w dążeniu do celu. 






Komentarze